czwartek, 15 lipca 2010

Antysocjalistyczny socjalizm

W przedostatnim numerze kwartalnika OBYWATEL - 1(48)/2010, str. 172-176, przypomniano sylwetkę i niepospolite poglądy polskiego rewolucjonisty przełomu XIX i XX wieku, Jana Wacława Machajskiego. Jestem pewien, że nikt z czytających nazwiska nie kojarzy. Podobnie zresztą jak i piszący tego bloga… Zagadkowa postać Machajskiego zatarła się w chaosie poprzedniego, szalonego stulecia. Zaprzyjaźniony był ze Stefanem Żeromskim, który wzorował na nim Andrzeja Radka z “Syzyfowych prac” oraz Zagozdę w “Róży”. Nigdy nie zyskał większego grona zwolenników, nazywany był “generałem bez armii”. Nienawidziła go lewica. A “machajszczyzna” stała się (niesłusznie, ale nie bezpodstawnie) synonimem najgorszej herezji w obozie socjalistycznym, antyintelektualizmu i ciemnoty. Machajski bowiem ośmielił się na bardzo oryginalną i boleśnie krytyczną interpretację marksizmu i walki klas.

Machajski doszedł do wniosku, że socjalizm to ustrój społeczny, który opiera się na eksploatacji robotników przez inteligencję, którą rozumiał szeroko, jako ogół pracowników umysłowych. W kapitalizmie, a szczególnie w jego rozwiniętych postaciach, inteligencja jako klasa, ma coraz większe znaczenie. Jej awans społeczny i materialny wiąże się ze specyficzną funkcją “obsługi” aparatu państwowego i gospodarczego. Rozwój ten napotyka jednak na poważną przeszkodę, którą stanowi klasa posiadaczy środków produkcji i kapitału - burżuazja. Celem i interesem klasy “robotników umysłowych” jest obalenie panujących stosunków i powołanie nowego ustroju - socjalistycznego. Robotnicy fizyczni są jedynie wykorzystywani przez umysłowych do realizacji partykularnych interesów klasowych tych drugich. Socjalizm nie oznacza więc wyzwolenia robotników. Stają się oni narzędziem do obalenia kapitalizmu i wprowadzenia socjalizmu. Zamieniają swoich panów z burżuazji na inteligencję.
Machajski trafnie przewidywał, że w ustroju socjalistycznym powielone zostaną schematy nierówności klasowych charakterystyczne dla kapitalizmu. Przede wszystkim różnice dochodów między wykształconym aparatem partyjno-państwowym a robotnikami odtworzą a nie zniszczą starą strukturę społeczną. Różnice w stanie posiadania przełożą się na wpływy społeczne i dostęp do edukacji dla dzieci obu grup.
Myśliciel zwrócił również uwagę na pogardliwy stosunek marksistów do osób wykluczonych społecznie, jak bezrobotna i bezdomna biedota - “lumpenproletariat”. Uważał, że podział na “prawdziwych robotników” i “lumpenproletariat” dowodzi tego, że socjaliści nie są faktycznymi obrońcami interesów ludu. Podkreślał, że nie istnieje wspólnota interesów między pracownikami umysłowymi i fizycznymi. Powszechna równość społeczeństwa bezklasowego wypisana na sztandarach ruchów i partii socjalistycznych jest wbrew klasowym interesom inteligencji, która przez realizację tych haseł straciłaby swoją szczególną pozycję. Pisał:

“[…] Walka robotników - to bunt przeciwko wszystkim posiadającym, którzy żyją po pańsku, którzy nie znają pracy fizycznej właśnie dlatego, że cały jej ciężar wrzucili na barki robotnika, pozostawiwszy jemu głodną niewolniczą rację. Walka robotników - to walka przeciw temu uczonemu światu, który uczynił wiedzę swoją własnością monopolistyczną i czym panuje nad klasą robotniczą.”

Nie szerzył więc nienawiści do wiedzy, a postulował powszechną inteligenckość jako docelowy stan porewolucyjny.

W 1917 r. wyjechał do Rosji ogarniętej najpierw lutową a później październikową rewolucją. Obserwował i ostro krytykował antyrobotniczy charakter nowej władzy. Wskazywał na powolny proces uspołeczniania środków produkcji (nacjonalizacji zakładów przemysłowych), jako na sposób pogorszenia położenia robotników i jednocześnie przejmowania fabryk z rąk burżuazji bezpośrednio przez inteligencję. Już w pierwszych latach istnienia Rosji Radzieckiej następowała systematyczna poprawa sytuacji materialnej inteligencji formującej nową warstwę biurokracji partyjno-państwowej wraz z brakiem podwyżek dla fizycznych, wymuszaniem dyscypliny w miejscu pracy, zwalczaniem “nieprawomyślności” i podwyższaniem wydajności produkcji nie mającymi precedensu w systemie kapitalistycznym. W momencie przejęcia pełni władzy przez Stalina,  uformowała się już i skostniała nieegalitarna struktura społeczna, a rzeczywistość w coraz jaskrawszy sposób przeczyła hasłom i postulatom głoszonym przez Partię i jej ideologów.

Na koniec warto przypomnieć wydarzenia nie tak odległe i Polakom bardziej znane. Czy nie wydaje się Wam bardziej zrozumiały proces tzw. transformacji ustrojowej lat 80/90 widziany przez pryzmat poglądów Machajskiego? Doświadczyliśmy już u końca lat 70. sojuszu robotniczo-inteligenckiego w ramach opozycji. I nastąpiło deja vu. Znów rewolucja, 1989 r., a kilkanaście miesięcy później robotnicze strajki i nowa władza - postsolidarnościowa inteligencja uwłaszczona na zreprywatyzowanym majątku państwowym, wysyłająca w stronę protestujących oddziały policji i armatki wodne. To wówczas młody Donald Tusk mówił na łamach Gazety Wyborczej o demokracji, że jeżeli zajdzie taka potrzeba, to wprowadzi się nawet i dyktaturę, aby przeprowadzić niezbędne reformy gospodarcze. Niezbędne dla kogo?

środa, 7 lipca 2010

Postmodernistyczna antykultura i śmierć uniwersytetu

Od kilku dekad zachodnie ruchy lewicowe oczarowane są postmodernizmem, jako radykalnym zerwaniem z elitarną i antydemokratyczną przeszłością arbitralnego podziału na “kulturę niską i wysoką”. Rozmył się ostry podział sceny politycznej zbudowany na ekonomicznej tożsamości czerwonych poglądów. Już nie walka klas, nie demon kapitalizmu, nie grzech pierworodny kapitalistycznej akumulacji, ani nawet postęp ale wieść ma nas rozdrobnienie, nowomowa, oportunizm i jednakowość wszystkich poglądów podporządkowanych ideologom poprawności politycznej. Absurdalna mnogość postulatów wyzwolenia wszystkiego z opresywnego systemu.
Państwowy Instytut Wydawniczy wydał w 2008r. w ramach serii Biblioteki Myśli Współczesnej książkę węgierskiego socjologa, profesora Uniwersytetu Kent w Wielkiej Brytanii, Franka Furedi “Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści”.
Furedi poddaje analizie zmiany zachodzące w obrębie cywilizacji europejskiej prowadzące do bezprecedensowego upadku instytucji uniwersytetu i idei poszukiwania prawdy, dewaluacji intelektu, kultu banalności, wycofanego społeczeństwa i kontroli nad nim w ramach nowoczesnej inżynierii społecznej, kultury schlebiania i traktowania ludzi jak dzieci. Podnosi istotny problem odpowiedzialności zachodniej lewicy oszołomionej postmodernistycznym narkotykiem, która w szokujący sposób porzuciła swoje idee transformacji społecznej i demokratycznego egalitaryzmu na rzecz utrzymania ekonomicznego i politycznego status quo. Działaczy “prospołecznych”, którzy w imię polityki inkluzji i otwarcia na wykluczonych zatomizowali społeczeństwa i rozpoczęli konsekwentny program “równania w dół” sfery edukacji i kultury. Polityków, którzy w imię demokracji zamienili proces wyborczy w plebiscyt podporządkowany podwyższaniu frekwencji i legitymizowania nią władzy. Postmodernizm, skrajnie konserwatywna ideologia, mylnie zinterpretowany jako należący do nurtu lewicowego, w iście orwellowskim stylu skierował zachodnią cywilizację na drogę dyktatury mediokracji filistrów.

“Od zarania dziejów władza próbowała zmobilizować sztukę, by służyła celom politycznym. W minionych czasach chciała ją wykorzystać do głoszenia chwały narodowej, dziś - do nawiązywania kontaktu ze zatomizowanymi i często zmarginalizowanymi jednostkami; ten plan realizuje w bardzo systematyczny i wysoce zindywidualizowany sposób.
Trzeba sobie zdać sprawę, że populistyczny imperatyw inżynierii społecznej nie stanowi ani demokratycznej, ani egalitarnej odpowiedzi na problem nierówności społecznych czy biedy. Jak o tym pisałem w poprzednim rozdziale, jest to projekt, który zmierza do ponownego zaangażowania coraz bardziej rozczłonkowanego społeczeństwa. Społeczna inkluzja, dostępność i partycypacja stanowią jego część i mają posłużyć do ustanawiania kontaktu między elitą kulturalną a wyobcowaną resztą. A ponieważ ustanowienie kontaktu jest właśnie głównym celem, pytanie, w co włącza się wyobcowanych, rzadko stanowi przedmiot analizy. Łatwiej jest rozszerzyć partycypację, niż zapewnić, że to, w czym ludzie mają partycypować, jest warte ich zaangażowania.

[…] Polityka społecznej inkluzji zmierza zaś do ukształtowania powszechnego gustu, ustandaryzowania go i w efekcie do sprawowania nad nim kontroli”

Jednocześnie Furedi zauważa:

“Tworzenie równych szans dla wszystkich to w istocie cel wart zachodu. Wzrost partycypacji społeczeństwa w życiu kulturalnym i intelektualnym jest zamysłem, który każdy, kto ma skłonności demokratyczne, z całych sił będzie wspierał.”
(str. 104-106)