Zdradzę Wam pewną przypadłość, która towarzyszy mi od kilku lat. Przebywając w dwóch - dość nietypowych dla takiego stanu miejscach, nachodzą mnie poważniejsze refleksje. Pierwszym jest wymieniony w tytule miejski autobus, a drugim… łazienka. Dlaczego tak? Jeden tylko Bóg raczy wiedzieć.
Ostatnio właśnie, podróżując przez nasączone wiosennym słonecznym światłem i młodymi liśćmi drzew miasto, przywędrował mi do głowy problem niebanalny. W normalnych warunkach bałbym się go nawet tknąć, ale nie mając do roboty nic ciekawszego, niż podskakiwanie ze współpasażerami w rytm wybijany wpadaniem pojazdu w asfaltowe dziury, zacząłem drapać się w głowę.
Czy istnienie jest funkcją bytu, czy też byt jest funkcją istnienia? Jeżeli przyjąć to pierwsze, materialistyczne założenie, wówczas gdyby pojawił się byt niespójny, powinien on ulec natychmiastowej dezintegracji, bo z samej swojej istoty nie posiadałby jedności, ani nie istniałoby nic, co by tą jedność mu nadawało, innego niż on sam.
W drugim jednak przypadku, gdyby to byt był funkcją istnienia (idziemy twardo w idealizm), to człowiek, jako byt materialno-duchowy, bardzo często niespójny, może egzystować z tej przyczyny, że to właśnie istnienie jest racją jego jedności!
Zaraz przypomniał mi się prof. Richard Dawkins (znany z kontrowersyjnego Boga urojonego, ale co powtarzam jak mantrę, największy po Darwinie biolog-ewolucjonista! przede wszystkim). Postawił on kiedyś problematyczne pytanie - jak można być jednocześnie naukowcem - przyrodnikiem (czy ścisłowcem), a jednocześnie wierzyć w Boga?! Dawkins, zakłada pierwszy wariant moich autobusowych dociekań, przez co sama obecność wierzącego naukowca jest dla niego i niezrozumiała i niewytłumaczalna. Miałem przyjemność śledzić dzięki BBC rozmowę Dawkinsa z Robertem Winstonem, w której brytyjski ewolucjonista zadał rozmówcy osobiste pytanie o wiarę w Boga. Winston odparł z tajemniczym uśmiechem, że należy do osób wierzących. I tu Dawkins zgodnie z logiką swoich przekonań stwierdził, że w swoim życiu, kiedy spotykał się z wierzącymi intelektualistami, albo ludźmi nauki, religia, koniec końców, okazywała się jedynie przywiązaniem do tradycji i rytuału. Winston zaskoczył jednak swoją odpowiedzią, że w jego przypadku, wiara jest prawdziwa. Dawkins pokręcił głową z niedowierzaniem, mówiąc, że chyba jednak nie.
Tak więc jedynym możliwym rozwiązaniem problemu “wierzącego naukowca” jest dla materialisty zanegowanie jego prawdomówności (nie wierzy, albo kłamie, że wierzy).
Ostatnio właśnie, podróżując przez nasączone wiosennym słonecznym światłem i młodymi liśćmi drzew miasto, przywędrował mi do głowy problem niebanalny. W normalnych warunkach bałbym się go nawet tknąć, ale nie mając do roboty nic ciekawszego, niż podskakiwanie ze współpasażerami w rytm wybijany wpadaniem pojazdu w asfaltowe dziury, zacząłem drapać się w głowę.
Czy istnienie jest funkcją bytu, czy też byt jest funkcją istnienia? Jeżeli przyjąć to pierwsze, materialistyczne założenie, wówczas gdyby pojawił się byt niespójny, powinien on ulec natychmiastowej dezintegracji, bo z samej swojej istoty nie posiadałby jedności, ani nie istniałoby nic, co by tą jedność mu nadawało, innego niż on sam.
W drugim jednak przypadku, gdyby to byt był funkcją istnienia (idziemy twardo w idealizm), to człowiek, jako byt materialno-duchowy, bardzo często niespójny, może egzystować z tej przyczyny, że to właśnie istnienie jest racją jego jedności!
Zaraz przypomniał mi się prof. Richard Dawkins (znany z kontrowersyjnego Boga urojonego, ale co powtarzam jak mantrę, największy po Darwinie biolog-ewolucjonista! przede wszystkim). Postawił on kiedyś problematyczne pytanie - jak można być jednocześnie naukowcem - przyrodnikiem (czy ścisłowcem), a jednocześnie wierzyć w Boga?! Dawkins, zakłada pierwszy wariant moich autobusowych dociekań, przez co sama obecność wierzącego naukowca jest dla niego i niezrozumiała i niewytłumaczalna. Miałem przyjemność śledzić dzięki BBC rozmowę Dawkinsa z Robertem Winstonem, w której brytyjski ewolucjonista zadał rozmówcy osobiste pytanie o wiarę w Boga. Winston odparł z tajemniczym uśmiechem, że należy do osób wierzących. I tu Dawkins zgodnie z logiką swoich przekonań stwierdził, że w swoim życiu, kiedy spotykał się z wierzącymi intelektualistami, albo ludźmi nauki, religia, koniec końców, okazywała się jedynie przywiązaniem do tradycji i rytuału. Winston zaskoczył jednak swoją odpowiedzią, że w jego przypadku, wiara jest prawdziwa. Dawkins pokręcił głową z niedowierzaniem, mówiąc, że chyba jednak nie.
Tak więc jedynym możliwym rozwiązaniem problemu “wierzącego naukowca” jest dla materialisty zanegowanie jego prawdomówności (nie wierzy, albo kłamie, że wierzy).