wtorek, 25 maja 2010

Prawda i fałsz komunizmu, Sąd Ostateczny i Nowy Izrael

Kilka tygodni temu odnalazłem w bibliotece dziwacznie prezentującą się książkę. Format niewielki, każda kartka z innego papieru (ale zawsze przypominającego pakowy),  druk półamatroski i data wydania 1981. Mikołaj Bierdiajew “Problem komunizmu”. Nielegalny materiał z drugiego obiegu z wielką karminową pieczęcią NIE WYPOŻYCZA SIĘ. Jest to przedruk z polskiego wydania z 1937 r., zachowano więc niestety polszczyznę sprzed reformy. Męczą wzrok partije, djalektyki, materje i miejscami literówki. Warto zacisnąć zęby, bo za cenę niewielkiego wysiłku uśmiechnie się do nas ze strok książeczki brodaty mistrz Bierdiajew.
Oto kilka fragmentów w zmienionej pisowni (s.27, 30-35, 43-45, 91-95):

“Teoria marksistowska Zusammenbruch’u społeczeństwa kapitalistycznego, jest w rzeczywistości wiarą w Sąd Ostateczny. Albowiem w całym rewolucyjnym komunizmie tkwi pewien element eschatologiczny: idea według której w określonej godzinie otworzy się przepaść rozdzielająca na dwoje czasy. Określił to Niemiec Tillich, teoretyk religijnego socjalizmu, pod nazwą Kairos, wybuchu wieczności w czasie. Płytka terminologia filozofii materialistycznej, niezdolna jest wytłumaczyć głębi najniższych pokładów marksizmu; tym niemniej tkwią one w podświadomości i stanowią prawdziwą siłę. To w nich właśnie łamie się łańcuch determinizmu, co jest przerwaniem ciągłości w procesie ewolucyjnym: niepewny jest krok z królestwa konieczności do królestwa wolności, historia, właściwie mówiąc, jest zamknięta - rozpoczyna się nadhistoria”

“W czym tkwi prawda komunizmu? Występuje ona […] pod różnymi postaciami. Przede wszystkim jest to prawda negatywna, w postaci krytyki burżuazyjnej i kapitalistycznej cywilizacji, jej sprzeczności i braków. Jest ona oskarżeniem kłamliwie chrześcijańskiego społeczeństwa, upadającego i zdegenerowanego, które przystosowało się do interesów okresu kapitalistycznego. Następnie jest to prawda pozytywna, przejawiająca się w postaci organizacji i kierowania ekonomiką, której podlega życie jednostek i która nie może być nadal uważana tylko za grę interesów i samowoli. Idea ekonomiki zorganizowanej według określonego planu jest ideą szczęśliwą: a obrona całkiem fikcyjnej wolności w życiu gospodarczym może zrodzić tylko ciężką niesprawiedliwość i pozbawić ostatecznie dużą część ludzkości istotnej swobody. Prawdą komunizmu jest także i to, że według niego społeczeństwo musi być społeczeństwem pracującym (chociaż odmawia się przy tym uznania w pracy określonej hierarchii jakościowej). I chociaż rosyjscy komuniści rozplakatowali we wszystkich sowieckich zakładach tę dewizę: Kto nie chce pracować, nie może jeść, nie przypuszczali jednak, że słowa te wypowiedział apostoł św. Paweł. Komunizm mówi prawdę, kiedy utrzymuje, że nie powinien istnieć wyzysk człowieka przez człowieka, i klasy przez klasę. Supremacja człowieka nad elementarnymi siłami natury nie powinna się wiązać z supremacją człowieka nad człowiekiem.
Prawdą jest także to, że podział społeczeństwa na klasy, który prowadzi tylko do walki, powinien zniknąć i że klasy powinny być zastąpione przez grupy zawodowe. Prawdą jest, że ustrój polityczny powinien być reprezentantem realnych potrzeb i interesów ekonomicznych. […]
Wreszcie egoizm narodowy i odosobnienie, które pociągają za sobą nienawiść i wojny, powinny być ostatecznie pokonane przez nadnarodową organizację ludzkości. […] (komunizm) zdobył się na postawienie zagadnienia w całej jego głębi, związał w jednym pojęciu teorię i praktykę, myśli i wolę. W ten sposób wraca komunizm do teokratycznej koncepcji średniowiecza: podporządkowuje życie jednostki celowi uniwersalnemu; wraca do tego pojęcia służby, które całkowicie znikło w zdechrystianizowanej epoce liberalno-burżuazyjnej. […]
Jednakże fałsz komunizmu jest większy niż jego prawda, która została całkowicie wynaturzona. Jest to przede wszystkim fałsz duchowy a nie społeczny. Duch samego komunizmu jest negacją ducha w ogóle, zaprzeczeniem duchowej istoty człowieka, fałsz komunizmu jest fałszem bezbożnym. […] Komunizm zerwał z zasadą złotego środka, którą wyznawał humanizm, komunizm odrzucił Boga nie w imię człowieka, jak to się często zdarza, ale w imię jakiejś trzeciej zasady, a mianowicie w imię społecznego kolektywu, nowego bóstwa.”

Chrystianizm nie zrealizował swojej prawdy w życiu społecznym; albo wcielał się w konwencjonalną symbolikę teokracji, które chciały lekceważyć wolność, ten podstawowy warunek wszelkiej, prawdziwej realizacji, albo stosować system dualizmu, jak to miało miejsce w czasach nowożytnych, kiedy potęga chrześcijaństwa osłabła. Komunizm ukazał się wówczas jako kara, jako świadectwo fałszowania autentycznej prawdy. Widzieliśmy, że jest w komunizmie moment eschatologiczny. Ponieważ apokalipsa nie wskazuje tylko na koniec historii: istnieje apokalipsa w samym łonie historii. Koniec jest zawsze bliski, czas dąży do połączenia się z wiecznością. Świat, w którym żyjemy, nie jest nigdy całkowicie zamknięty. Ale są okresy, w których to położenie czasów w obliczu wieczności, daje się uczuwać w sposób bardziej wyraźny. Moment eschatologiczny nie przedstawia tylko sądu nad historią, ale także sąd samej historii. Komunizm jest takim sądem. Prawda, która nie chciała się wcielić w pięknie, w pięknie Bożym, zrealizowana jest przez komunizm w szpetocie. […] Jestem głęboko przekonany, że komunizm kryje w sobie wielką prawdę społeczną. Jednakże fakt, że prawda ta wyraża się w szpetocie, wskazuje, że łączy się ona ściśle z kłamstwem i że Bóg odwrócił się od jej realizacji. Szpetota jest zawsze oznaką ontologicznego fałszu. Byt prawdziwy, przekształcony i wypełniony jest piękny.”

“Antyreligijna struktura psychiczna komunistów jest strukturą psychiczną zwycięzców, symbolem urazy i zemsty, które wzięły odwet i otrzymały zadośćuczynienie. Zwycięski i triumfujący “proletariat” otrzymał zadośćuczynienie za przeszłe upokorzenia. Tak oto Marks wypracował swoją doktrynę dotyczącą powołania mesjanicznego tego proletariatu: jest to klasa najbardziej uciskana w społeczeństwie burżuazyjnym, co jest “zrównoważone” przez świadomość własnego, mesjanicznego, wyzwalającego, powołania, własnej przyszłej potęgi. De Man, jeden najgłębszych współczesnych teoretyków socjalizmu, tłumaczy z wielką słusznością marksistowską doktrynę o najwyższej misji proletariatu, w duchu psychologii Adlera - jako przeżyte upokorzenie, wypływające z niższego stanu społecznego robotnika i jako wynagrodzenie: drogą zadowolenia  własnej woli, w opanowaniu przez ideę najwyższego powołania”.

czwartek, 6 maja 2010

Krytyka Halika

Wczoraj, późnym popołudniem, zajęty byłem dotrzymywaniem towarzystwa Szlomie w poczekalni u dentysty. Kiedy zniknął za oblepionymi cennikiem drzwiami gabinetu, zabrałem się za lekturę ostatniego Tygodnika Powszechnego. Trudno mi zdecydować, co dziwiło mnie bardziej, czy “śmichy - chichy” dobiegające z sali tortur i odrywające od gazety, czy też ożywcza świeżość myśli czeskiego teologa, ks. Tomasa Halika. Halik to postać nieprzeciętna - ot, truizm. Zdecydowanie więcej na jego temat miałby do powiedzenia Szloma, ale jak podkreślał generał Zambik w Rozmowach kontrolowanych, a jest to godne zapamiętania: “Ja mówię!”. Nasz południowy sąsiad ma swoje krytyczne zdanie o Kościele i nie boi się o tym mówić. I taka chyba specyfika czeskiego katolicyzmu, w którym czasy “książąt Kościoła” dobiegły szczęśliwego końca (pozazdrościć!). Krytyka to jednak zdrowa i pozbawiona cynizmu i obłudy krytykanctwa. Fragment rozmowy opublikowanej w TP zamieszczam poniżej. Uderzyła mnie tu analogia (organiczna jedność?) do poglądów Mikołaja Bierdiajewa, które gdzieś poniżej przytaczałem.

“[…] Bóg potrafi poradzić sobie z naszymi bastionami. Zwykle dzieje się to poprzez wewnętrzną reformę Kościoła. Ale gdy Kościół nie potrafi być “Kościołem stale reformującym się” (Ecclesia semper reformanda), wtedy Bóg działa z zewnątrz - poprzez nieprzyjaciół. Zauważmy, że o wrogu zbuntowanych wobec Boga Izraelitów Biblia mówi “sługa Boży Nabuchodonozor”. My w Czechach widzimy, że takim sługą Bożym był komunizm, który zburzył wiele struktur kościelnych. W ten sposób stworzył nową przestrzeń”.

wtorek, 4 maja 2010

To już było

Ostatniego dnia kwietnia serwisy informacyjne zaskoczyły nas wiadomością z niższej izby belgijskiego parlamentu. Zgromadzenie przyjęło przyprawiającą o koszmary ustawę, która zakazuje noszenia specyficznego muzułmańskiego nakrycia głowy dla kobiet o nazwie burka. Podano dwa motywy – primo, względy bezpieczeństwa (nie można zidentyfikować tożsamości osłoniętej osoby), secondo, prawa człowieka (strój uwłacza godności muzułmanek). Tyle, że w całej Belgii chustę tego rodzaju nosi grupa aż… 30 kobiet! A co więcej, same zainteresowane nie widzą w tym nic haniebnego. Pojawia się więc pytanie – kto i po co chce uszczęśliwiać innych na siłę?
Niestety wnioski nasuwają się same. Od kilku lat, w miarę postępującego kryzysu demograficznego Starej Europy i cyklicznie nawracających klęsk gospodarczych, prawica chce zastosować starą taktykę. Polega ona na wskazaniu kozła ofiarnego przy jednoczesnym podsyceniu drzemiącej ksenofobii. Tym razem mamy islamofobię. W latach 30. pewien uwielbiany polityk, kanclerz, wprowadził pakiet ustaw, mający chronić obywateli swojego państwa przed ingerencją obcych. Pakiet nosił nazwę Ustaw Norymberskich. Zakazano nieznanej nam bliżej burki, a co by było, jeśli niemile widziany stałby się krzyż, albo gwiazda Dawida? Niegdyś zagrażał nam syjonizm, dziś – islamofaszyzm.
Mam nadzieję, że belgijski senat odrzuci haniebne prawo, które stałoby się niebezpiecznym precedensem. Pocieszające jest, że ustawę zaatakowały partie liberalna i chrześcijańska. Gdyby jednak czarny scenariusz okazał się prawdziwy, myślę że kobiety Belgii, a szczególnie chrześcijanki, powinny zbojkotować nieludzkie prawo i w geście solidarności nałożyć chusty.