wtorek, 4 maja 2010

To już było

Ostatniego dnia kwietnia serwisy informacyjne zaskoczyły nas wiadomością z niższej izby belgijskiego parlamentu. Zgromadzenie przyjęło przyprawiającą o koszmary ustawę, która zakazuje noszenia specyficznego muzułmańskiego nakrycia głowy dla kobiet o nazwie burka. Podano dwa motywy – primo, względy bezpieczeństwa (nie można zidentyfikować tożsamości osłoniętej osoby), secondo, prawa człowieka (strój uwłacza godności muzułmanek). Tyle, że w całej Belgii chustę tego rodzaju nosi grupa aż… 30 kobiet! A co więcej, same zainteresowane nie widzą w tym nic haniebnego. Pojawia się więc pytanie – kto i po co chce uszczęśliwiać innych na siłę?
Niestety wnioski nasuwają się same. Od kilku lat, w miarę postępującego kryzysu demograficznego Starej Europy i cyklicznie nawracających klęsk gospodarczych, prawica chce zastosować starą taktykę. Polega ona na wskazaniu kozła ofiarnego przy jednoczesnym podsyceniu drzemiącej ksenofobii. Tym razem mamy islamofobię. W latach 30. pewien uwielbiany polityk, kanclerz, wprowadził pakiet ustaw, mający chronić obywateli swojego państwa przed ingerencją obcych. Pakiet nosił nazwę Ustaw Norymberskich. Zakazano nieznanej nam bliżej burki, a co by było, jeśli niemile widziany stałby się krzyż, albo gwiazda Dawida? Niegdyś zagrażał nam syjonizm, dziś – islamofaszyzm.
Mam nadzieję, że belgijski senat odrzuci haniebne prawo, które stałoby się niebezpiecznym precedensem. Pocieszające jest, że ustawę zaatakowały partie liberalna i chrześcijańska. Gdyby jednak czarny scenariusz okazał się prawdziwy, myślę że kobiety Belgii, a szczególnie chrześcijanki, powinny zbojkotować nieludzkie prawo i w geście solidarności nałożyć chusty.