czwartek, 6 maja 2010

Krytyka Halika

Wczoraj, późnym popołudniem, zajęty byłem dotrzymywaniem towarzystwa Szlomie w poczekalni u dentysty. Kiedy zniknął za oblepionymi cennikiem drzwiami gabinetu, zabrałem się za lekturę ostatniego Tygodnika Powszechnego. Trudno mi zdecydować, co dziwiło mnie bardziej, czy “śmichy - chichy” dobiegające z sali tortur i odrywające od gazety, czy też ożywcza świeżość myśli czeskiego teologa, ks. Tomasa Halika. Halik to postać nieprzeciętna - ot, truizm. Zdecydowanie więcej na jego temat miałby do powiedzenia Szloma, ale jak podkreślał generał Zambik w Rozmowach kontrolowanych, a jest to godne zapamiętania: “Ja mówię!”. Nasz południowy sąsiad ma swoje krytyczne zdanie o Kościele i nie boi się o tym mówić. I taka chyba specyfika czeskiego katolicyzmu, w którym czasy “książąt Kościoła” dobiegły szczęśliwego końca (pozazdrościć!). Krytyka to jednak zdrowa i pozbawiona cynizmu i obłudy krytykanctwa. Fragment rozmowy opublikowanej w TP zamieszczam poniżej. Uderzyła mnie tu analogia (organiczna jedność?) do poglądów Mikołaja Bierdiajewa, które gdzieś poniżej przytaczałem.

“[…] Bóg potrafi poradzić sobie z naszymi bastionami. Zwykle dzieje się to poprzez wewnętrzną reformę Kościoła. Ale gdy Kościół nie potrafi być “Kościołem stale reformującym się” (Ecclesia semper reformanda), wtedy Bóg działa z zewnątrz - poprzez nieprzyjaciół. Zauważmy, że o wrogu zbuntowanych wobec Boga Izraelitów Biblia mówi “sługa Boży Nabuchodonozor”. My w Czechach widzimy, że takim sługą Bożym był komunizm, który zburzył wiele struktur kościelnych. W ten sposób stworzył nową przestrzeń”.